Dzisiaj mamy Dzień Zakochanych – 14 lutego, czyli znane na całym świecie Walentynki. Pary prześcigają się w możliwie najbardziej wymyślnych prezentach, romantycznych niespodziankach, by dać wyraz uczuciom do drugiej połówki. Wszystko to piękne i miło się na to patrzy. Zazwyczaj… Ale czy wiecie, że osoby samotne czy z depresją właśnie w te szczególne dni, jak Walentynki i Święta zdecydowanie bardziej odczuwają brak kogoś bliskiego? 

Źródła depresji są różne, terapia i sposób leczenia również i nie zamierzam wchodzić w szczegóły w tym temacie. Niestety depresja to niezwykle podstępna choroba, która wymaga leczenia farmakologicznego i psychoterapii, ale są też pewne zalecenia, które zawsze się przy tej chorobie pojawiają:

Ale co do tego mają psy? Nie boję się napisać, że pies to naturalny antydepresant. Psy to radosne zwierzęta, a ich życie jest, jak przepis na walkę z depresją. Dlaczego? Dla czworonogów najważniejszy jest ich opiekun / rodzina, a potem w hierarchii jest jedzenie, picie, dużo snu, długie spacery i dobra zabawa. Brzmi podobnie?

Posiadanie psa to obowiązek, często też wyrzeczenia, które niejednokrotnie będą miały zbawienny wpływ na zdrowie właściciela. Posiadając czworonoga jesteśmy za niego odpowiedzialni, musimy go nakarmić i zrobić zakupy, żeby miał, co jeść. Choćby regularne spacery, czas spędzony na świeżym powietrzu minimum 2-3 razy dziennie mogą być niemałym wsparciem terapii. Nawet jeżeli osoba z depresją nie jest entuzjastą długich spacerów, to pies w domu zmusi ją do opuszczenia łóżka, założenia ubrania oraz butów i wyjścia choćby na krótki spacer. Przy silnej depresji ważne są nawet takie małe kroczki, a każdy spacer to redukcja stresu i możliwość dotlenienia mózgu. To też szansa na kontakt z ludźmi. O ile współczesny świat pędzi jak szalony, a my razem z nim, to jednak mam takie poczucie, że psiarze potrafią się trochę odciąć. Mijając ludzi, raczej ich nie zaczepiamy. Ale psiarz psiarza już czasem zaczepi, zwykłym “ale słodziak”, “jak fajnie szaleje”, czy choćby “ile lat ma ten cudak?”

Pies to radosne stworzenie, żyje obecną chwilą, nie martwi się tym, co było i tym, co będzie. Gdyby ludzie tak potrafili, byłoby zdecydowanie łatwiej. Psy zawsze skorzystają z okazji, żeby trochę poszaleć. Niemal każdy pies ma swoją ulubioną zabawkę i nawet ten błysk psich oczu na widok piłeczki może poprawić niejednej osobie humor. Obserwując ich beztroskę, czasem niezdarność w codziennym życiu, to radosne merdanie ogonem możemy się nieźle ubawić.

A teraz polecimy po hormonach. Kortyzol to hormon stresu, ale mówi się, że głaskanie psa przez 10-15 minut dziennie już ma wpływ na poziom tego hormonu naszym organizmie. W miejsce kortyzolu kontakty z psem mogą wywołać wzrost oksytocyny, dopaminy, serotoniny i endorfin. Bieganie z psem na świeżym powietrzu, potrzeba zatroszczenia się o kogoś bardziej bezradnego niż my sami, głaskanie, spanie obok psa i jego spokojny miarowy oddech pomagający zasnąć. To wszystko rozbija się o hormony, tak ważne w leczeniu wielu chorób.

W polskim prawie jest przewidziane miejsce dla psów asystujących osobom niedowidzącym, niewidomym i niepełnosprawnym ruchowo.  Ale są już kraje, w których psi terapeuci asystują także osobom z depresją. Mamy nadzieję, że i w Polsce znajdzie się miejsce na takie psy. A na ten moment korzystajmy z tych niewykwalifikowanych psich terapeutów – psy intuicyjnie wiedzą, co dla nas jest dobre.

Paulina Working Dogs